Wyszłam ze szkoły prosto po kłótni z moim chłopakiem cała zapłakana i rozmazana. Kierowałam się w stronę domu, mieszkałam na obrzeżach Londynu sama. Będę miała już niedługo 17 lat. Wiem że nie powinnam być sama ale moi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. Awionetka (FOTO:http://upload.wikimedia.org/ wikipedia/commons/b/bf/ Mooney.m20j.g-muni.arp.jpg)
którą lecieli rozbiła się kiedy miałam 10 lat na szczęście bądź nie nie było mnie z nimi. Zaś moja ciotka która została moją prawną opiekunką uciekła ode mnie, po prostu około 2-3 lat temu wyszła do pracy i nie wróciła zostawiając tylko krótką karteczkę, że nie wróci już nigdy.
Po parunastu metrach zobaczyłam ciemność, nicość.
Obudziłam się dopiero w białej sterylnej sali szpitalnej. Wstałam z nie zbyt wygodnego łóżka szpitalnego i rozejrzałam się do około byłam tam sama, a za oknem było ciemno, raczej bardzo zimno i wietrznie ponieważ ludzie po opatulani szalami w rękawiczkach oraz czapkach czekali na przystanku na autobus a za nimi drzewa wyginały się na każdą stronę pod wpływem wiatru.
Rozejrzałam się dookoła ponownie i wyszłam z sali w poszukiwaniu lekarza. Po paru minutach poszukiwań znalazłam kogo chciałam.
-Przepraszam, co ja tu robię?- zapytałam grzecznie mężczyznę.
-Czemu pani wyszła z łóżka? Musi pani teraz odpocząć.- powiedział ignorując moje pytanie.
-Ja muszę iść do domu ale chciała bym wiedzieć czemu się tu znalazłam.
-Chodzimy na salę i wyjaśnię pani wszystko.
Skierowaliśmy się w stronę sali, mijaliśmy wiele sal, we wszystkich były zaciągnięte rolety. W niektórych było zapalone światło a w niektórych nie. Po kilku chwilach przeciętnie szybkiego marszu byliśmy już "u mnie".
-A więc tak po pierwsze nie może pani chodzić...
-Proszę niech pan mówi do mnie na ty.- przerwałam mu na moment.
-Dobrze, Nie możesz chodzić boso po szpitalu.
Dopiero w tym momencie zorientowałam się, że na moich małych stopkach nie znajdują się już czerwone trampki na koturnach. Zastanawiałam się czemu, jak to się stało że wg. znalazłam się w szpitalu i jak długo leżałam, ponieważ ostatnią rzeczą którą pamiętam to... to kłótnia z Marcelem?
Tyle pytań zero odpowiedzi, niestety czasem tak bywa.
-Czy ty mnie słuchasz?- wyrwał mnie z zamyśleń mężczyzna.
-Przepraszam zamyśliłam się. Czy mógł by pan powtórzyć?
Chyba się lekko zarumieniłam ze wstydu.
-Przepraszam zamyśliłam się. Czy mógł by pan powtórzyć?
Chyba się lekko zarumieniłam ze wstydu.
-Dobrze, jeśli chodzi o to żeby pani mogła iść do domu to w dniu dzisiejszym nie ma mowy, jest już późno.
-A czy jutro rano będę mogła iść do szkoły?
-Czy nie zwracasz uwagi na to że jesteś poważnie chora?-powiedział dobitnie lekarz.
-Przepraszam co!? Na co chora!?- byłam bardzo zdziwiona, nic o tym nie wiedziałam.
-Nic nie wiesz? Nie wiesz, że jesteś chora na raka?- wyszczerzam oczy i patrzyłam się na niego. Nie no nie dowierzam.
-Musisz podjąć leczenie.- powiedział mi lekarz.
-Nie, Nie, Nie zgadzam się!!!!- zaczęłam chodzić po całej.
-Odpocznij.- powiedział i wyszedł z sali.
Leżałam tak w łóżku około godziny i nie mogłam zasnąć. Wstałam i podeszłam do okna za oknem była kompletna pustka. Ciemno, głucho. Jedyny ruch były to drzewa kołyszące od wiatru. Po chwili wpatrywania się w szybę spostrzegłam w odbiciu że ktoś wchodzi. Był to mój chłopak, odwróciłam się i podeszłam do niego. Szepnęłam cichutkie "przepraszam" i się w niego wtuliłam, a on mnie ucałował w czubek głowy.
Odeszłam od niego i usiadłam na tym jakże niewygodnym łóżku i się położyłam. Usiadł koło mnie na krześle a ja usnęłam w błogim śnie.
którą lecieli rozbiła się kiedy miałam 10 lat na szczęście bądź nie nie było mnie z nimi. Zaś moja ciotka która została moją prawną opiekunką uciekła ode mnie, po prostu około 2-3 lat temu wyszła do pracy i nie wróciła zostawiając tylko krótką karteczkę, że nie wróci już nigdy.
Po parunastu metrach zobaczyłam ciemność, nicość.
Obudziłam się dopiero w białej sterylnej sali szpitalnej. Wstałam z nie zbyt wygodnego łóżka szpitalnego i rozejrzałam się do około byłam tam sama, a za oknem było ciemno, raczej bardzo zimno i wietrznie ponieważ ludzie po opatulani szalami w rękawiczkach oraz czapkach czekali na przystanku na autobus a za nimi drzewa wyginały się na każdą stronę pod wpływem wiatru.
Rozejrzałam się dookoła ponownie i wyszłam z sali w poszukiwaniu lekarza. Po paru minutach poszukiwań znalazłam kogo chciałam.
-Przepraszam, co ja tu robię?- zapytałam grzecznie mężczyznę.
-Czemu pani wyszła z łóżka? Musi pani teraz odpocząć.- powiedział ignorując moje pytanie.
-Ja muszę iść do domu ale chciała bym wiedzieć czemu się tu znalazłam.
-Chodzimy na salę i wyjaśnię pani wszystko.
Skierowaliśmy się w stronę sali, mijaliśmy wiele sal, we wszystkich były zaciągnięte rolety. W niektórych było zapalone światło a w niektórych nie. Po kilku chwilach przeciętnie szybkiego marszu byliśmy już "u mnie".
-A więc tak po pierwsze nie może pani chodzić...
-Proszę niech pan mówi do mnie na ty.- przerwałam mu na moment.
-Dobrze, Nie możesz chodzić boso po szpitalu.
Dopiero w tym momencie zorientowałam się, że na moich małych stopkach nie znajdują się już czerwone trampki na koturnach. Zastanawiałam się czemu, jak to się stało że wg. znalazłam się w szpitalu i jak długo leżałam, ponieważ ostatnią rzeczą którą pamiętam to... to kłótnia z Marcelem?
Tyle pytań zero odpowiedzi, niestety czasem tak bywa.
-Czy ty mnie słuchasz?- wyrwał mnie z zamyśleń mężczyzna.
-Przepraszam zamyśliłam się. Czy mógł by pan powtórzyć?
Chyba się lekko zarumieniłam ze wstydu.
-Przepraszam zamyśliłam się. Czy mógł by pan powtórzyć?
Chyba się lekko zarumieniłam ze wstydu.
-Dobrze, jeśli chodzi o to żeby pani mogła iść do domu to w dniu dzisiejszym nie ma mowy, jest już późno.
-A czy jutro rano będę mogła iść do szkoły?
-Czy nie zwracasz uwagi na to że jesteś poważnie chora?-powiedział dobitnie lekarz.
-Przepraszam co!? Na co chora!?- byłam bardzo zdziwiona, nic o tym nie wiedziałam.
-Nic nie wiesz? Nie wiesz, że jesteś chora na raka?- wyszczerzam oczy i patrzyłam się na niego. Nie no nie dowierzam.
-Musisz podjąć leczenie.- powiedział mi lekarz.
-Nie, Nie, Nie zgadzam się!!!!- zaczęłam chodzić po całej.
-Odpocznij.- powiedział i wyszedł z sali.
Leżałam tak w łóżku około godziny i nie mogłam zasnąć. Wstałam i podeszłam do okna za oknem była kompletna pustka. Ciemno, głucho. Jedyny ruch były to drzewa kołyszące od wiatru. Po chwili wpatrywania się w szybę spostrzegłam w odbiciu że ktoś wchodzi. Był to mój chłopak, odwróciłam się i podeszłam do niego. Szepnęłam cichutkie "przepraszam" i się w niego wtuliłam, a on mnie ucałował w czubek głowy.
Odeszłam od niego i usiadłam na tym jakże niewygodnym łóżku i się położyłam. Usiadł koło mnie na krześle a ja usnęłam w błogim śnie.
Odeszłam od niego i usiadłam na tym jakże niewygodnym łóżku i się położyłam. Usiadł koło mnie na krześle a ja usnęłam w błogim śnie.
Rano obudził mnie ten sam lekarz z którym rozmawiałam w nocy. Marcel nadal tam siedział a raczej spał.
-Możesz wyjść wieczorem ale musisz się stawiać na kontrole i takie tam inne bzdety.- uśmiechnęłam się do niego.
-Dziękuję.
powiedziałam a mężczyzny po kilku sekundach nie było już w sali.
Zaczęłam pakować swoje rzeczy i niechcący zrzuciłam z szafki metalowy pojemnik budząc tym chłopaka.
-Co ty tak latasz od rana?-zapytał zaspanym głosem.
-Wieczorem wychodzę.
pocałowałam go w policzek i dalej się pakowałam.
Cały dzień rozmawialiśmy o wszystkim ale też o niczym. Czyli na przykład co się wczoraj zdarzyło albo o tym że dzisiaj nocuję u niego bo mieszka na przeciwko budynku szpitalnego.
Po 6 godzinnej rozmowie zrobiłam się lekko senna więc zrobiłam sobie drzemkę, a Marcela wysłałam do mojego domu po coś do przebrania.
{4 godziny później}
Wyszliśmy ze szpitala i kierowaliśmy się na drugą stronę ulicy. Kiedy już weszliśmy do jedno rodzinnego domku mojego chłopaka zdjęłam płaszcz oraz moje buty i usiadłam na kanapie.
-Jesteś głodna?-krzyknął z kuchni właściciel posiadłości.
-Nie dzięki, a mógł byś tu przyjść? Muszę ci coś powiedzieć.-powiedziałam smutno i spuściłam głowę.
-Co się dzieje kotku?- powiedział ty takim miłym głosem którego nie słyszałam od kilku miesięcy, tęskniłam za nim.
-Nie chcę tego... Gdzie jest twój ojciec? przecież zawsze schodzi i mi ubliża, jest chory?- zauważyłam albo mój mózg chciał odciągnąć temat choroby na dalszy plan.
-Nie wiem gdzieś poszedł a co chciałaś powiedzieć?
-Jestem chora, an raka.- po moich policzkach spłynęły pojedyncze łzy.
-Jak to? Nie rób sobie ze mnie jaj, ja się nie dam tak szybko wkręcić.- zaczął się śmiać a z moich oczu spływały już hektolitry słonawej cieczy.
-Nie wierzysz mi?
-Nie, nie marz się już i choć zrobimy coś do jedzenia.- Podszedł do mnie i wyciągnął do mnie swoje wielkie ręce.
Nie dotknęłam go, wstałam i najzwyczajniej w świecie wyszłam wcześniej się ubierając.
szłam spokojnie dopóki nie usłyszałam swojego imienia, wołał mnie po co?
-Stój przepraszam!!- krzyczał, ignorowałam go.
zaczęłam przyśpieszać aż w końcu biegłam. Przebiegłam przez ulicę i wpadłam na mężczyznę. Poznałam to po jego umięśnionym twardym torsie.
-Prze...prze...przepraszam.
Po tym słowie chciałam się osunąć lecz mężczyzna mi nie pozwolił odejść. Przytulił mnie mocno, i w tym momencie usłyszałam tego chamskiego debila który nigdy nie umiał być poważny, był gorszy niż własny ojciec.
-Popatrz na mnie.- usłyszałam szept mężczyzny na którego wpadłam.
Wykonałam jego polecenie, a jego uścisk się stopniowo poluźniał.
Gdy spojrzałam na jego twarz wydawała mi się znajoma, tylko skąd?
-Hey Niall jestem a ty?- chłopak obdarował mnie pięknym szczerym uśmiechem.
-Jestem...-przerwał mi ponowny krzyk Marcela.
-Paulina co ty robisz do cholery?
Zignorowaliśmy go i Niall pociągnął mnie w nie znanym mnie kierunku. Po około 15 minutowym spacerze i pogawędce, dotarliśmy do wielkiej oświetlonej willi.
-Witam u mnie w domu.
Ponownie ten piękny uśmiech.
-Czemu to robisz?- zapytałam ciekawa jego zamiarów.
Weszliśmy do środka a ja stanęłam jak wryta.
-łał!- powiedziałam- no więc po co mnie tu zabrałeś?
-Bo jesteś piękna.- Po tych słowach dostałam całuska w policzek.
-U miło ale się nie zgodzę.- uśmiechnęłam się do niego.
Znałam go około 20 minut a czuję się jakby całe życie czuję się przy nim jak inna osoba, taka otwarta.
-Chcesz jeść?- zapytał.
-Nie dzięki.
Oglądałam salon kiedy zobaczyłam obraz na ścianie. Był on na nim razem z 4 innych chłopaków a na dole widniał napis "One Direction".
-Już wiem skąd Cię kojarzyłam!- krzyknęłam aby usłyszał mnie w kuchni gdzie poszedł.
-To nie wiedziałaś z kim idziesz ciemną nocą do jego domu?
-No nie bardzo, ale nie myśl że jestem taką, no wiesz...-Nie dane mi było skoczyć, bo Niall zatkał mi buzię kanapką.
-Nie jesteś jestem pewien.- uśmiechnął się w ten zabijający sposób i zajadła się nadal swoim "daniem".
Spacerowałam po pomieszczeniu. Było przestronne, bardzo ładne, na pewno nie urządzał tego sam.
-Jesteś śpiąca?
-Może trochę.- odpowiedziałam po chwili namysłu.
Podszedł do mnie i chwycił za rękę. zaprowadził do pokoju był on biały z czarnymi dodatkami. Na środku stało wielkie dwu osobowe łóżko, po obu stronach stały szafki nocne.
-Idź spać. Dobranoc.- powiedział całując mnie w czoło.
Szczerze mówiąc dziwnie się czułam kiedy jego wargi dotykały mojej skóry ale było to dość przyjemne uczucie.
Kiedy wyszedł zdjęłam swoje spodnie i bluzkę zostając w samej bieliźnie i wyjęłam z szafy jego koszulkę z napisem "FREE HUG". Położyłam się i nawet nie wiem kiedy usnęłam.
Rano obudził mnie ten sam lekarz z którym rozmawiałam w nocy. Marcel nadal tam siedział a raczej spał.
-Możesz wyjść wieczorem ale musisz się stawiać na kontrole i takie tam inne bzdety.- uśmiechnęłam się do niego.
-Dziękuję.
powiedziałam a mężczyzny po kilku sekundach nie było już w sali.
Zaczęłam pakować swoje rzeczy i niechcący zrzuciłam z szafki metalowy pojemnik budząc tym chłopaka.
-Co ty tak latasz od rana?-zapytał zaspanym głosem.
-Wieczorem wychodzę.
pocałowałam go w policzek i dalej się pakowałam.
Cały dzień rozmawialiśmy o wszystkim ale też o niczym. Czyli na przykład co się wczoraj zdarzyło albo o tym że dzisiaj nocuję u niego bo mieszka na przeciwko budynku szpitalnego.
Po 6 godzinnej rozmowie zrobiłam się lekko senna więc zrobiłam sobie drzemkę, a Marcela wysłałam do mojego domu po coś do przebrania.
{4 godziny później}
Wyszliśmy ze szpitala i kierowaliśmy się na drugą stronę ulicy. Kiedy już weszliśmy do jedno rodzinnego domku mojego chłopaka zdjęłam płaszcz oraz moje buty i usiadłam na kanapie.
-Jesteś głodna?-krzyknął z kuchni właściciel posiadłości.
-Nie dzięki, a mógł byś tu przyjść? Muszę ci coś powiedzieć.-powiedziałam smutno i spuściłam głowę.
-Co się dzieje kotku?- powiedział ty takim miłym głosem którego nie słyszałam od kilku miesięcy, tęskniłam za nim.
-Nie chcę tego... Gdzie jest twój ojciec? przecież zawsze schodzi i mi ubliża, jest chory?- zauważyłam albo mój mózg chciał odciągnąć temat choroby na dalszy plan.
-Nie wiem gdzieś poszedł a co chciałaś powiedzieć?
-Jestem chora, an raka.- po moich policzkach spłynęły pojedyncze łzy.
-Jak to? Nie rób sobie ze mnie jaj, ja się nie dam tak szybko wkręcić.- zaczął się śmiać a z moich oczu spływały już hektolitry słonawej cieczy.
-Nie wierzysz mi?
-Nie, nie marz się już i choć zrobimy coś do jedzenia.- Podszedł do mnie i wyciągnął do mnie swoje wielkie ręce.
Nie dotknęłam go, wstałam i najzwyczajniej w świecie wyszłam wcześniej się ubierając.
szłam spokojnie dopóki nie usłyszałam swojego imienia, wołał mnie po co?
-Stój przepraszam!!- krzyczał, ignorowałam go.
zaczęłam przyśpieszać aż w końcu biegłam. Przebiegłam przez ulicę i wpadłam na mężczyznę. Poznałam to po jego umięśnionym twardym torsie.
-Prze...prze...przepraszam.
Po tym słowie chciałam się osunąć lecz mężczyzna mi nie pozwolił odejść. Przytulił mnie mocno, i w tym momencie usłyszałam tego chamskiego debila który nigdy nie umiał być poważny, był gorszy niż własny ojciec.
-Popatrz na mnie.- usłyszałam szept mężczyzny na którego wpadłam.
Wykonałam jego polecenie, a jego uścisk się stopniowo poluźniał.
Gdy spojrzałam na jego twarz wydawała mi się znajoma, tylko skąd?
-Hey Niall jestem a ty?- chłopak obdarował mnie pięknym szczerym uśmiechem.
-Jestem...-przerwał mi ponowny krzyk Marcela.
-Paulina co ty robisz do cholery?
Zignorowaliśmy go i Niall pociągnął mnie w nie znanym mnie kierunku. Po około 15 minutowym spacerze i pogawędce, dotarliśmy do wielkiej oświetlonej willi.
-Witam u mnie w domu.
Ponownie ten piękny uśmiech.
-Czemu to robisz?- zapytałam ciekawa jego zamiarów.
Weszliśmy do środka a ja stanęłam jak wryta.
-łał!- powiedziałam- no więc po co mnie tu zabrałeś?
-Bo jesteś piękna.- Po tych słowach dostałam całuska w policzek.
-U miło ale się nie zgodzę.- uśmiechnęłam się do niego.
Znałam go około 20 minut a czuję się jakby całe życie czuję się przy nim jak inna osoba, taka otwarta.
-Chcesz jeść?- zapytał.
-Nie dzięki.
Oglądałam salon kiedy zobaczyłam obraz na ścianie. Był on na nim razem z 4 innych chłopaków a na dole widniał napis "One Direction".
-Już wiem skąd Cię kojarzyłam!- krzyknęłam aby usłyszał mnie w kuchni gdzie poszedł.
-To nie wiedziałaś z kim idziesz ciemną nocą do jego domu?
-No nie bardzo, ale nie myśl że jestem taką, no wiesz...-Nie dane mi było skoczyć, bo Niall zatkał mi buzię kanapką.
-Nie jesteś jestem pewien.- uśmiechnął się w ten zabijający sposób i zajadła się nadal swoim "daniem".
Spacerowałam po pomieszczeniu. Było przestronne, bardzo ładne, na pewno nie urządzał tego sam.
-Jesteś śpiąca?
-Może trochę.- odpowiedziałam po chwili namysłu.
Podszedł do mnie i chwycił za rękę. zaprowadził do pokoju był on biały z czarnymi dodatkami. Na środku stało wielkie dwu osobowe łóżko, po obu stronach stały szafki nocne.
-Idź spać. Dobranoc.- powiedział całując mnie w czoło.
Szczerze mówiąc dziwnie się czułam kiedy jego wargi dotykały mojej skóry ale było to dość przyjemne uczucie.
Kiedy wyszedł zdjęłam swoje spodnie i bluzkę zostając w samej bieliźnie i wyjęłam z szafy jego koszulkę z napisem "FREE HUG". Położyłam się i nawet nie wiem kiedy usnęłam.
fajne
OdpowiedzUsuńsuper
OdpowiedzUsuń